„Music & DJ Raport” 11/2015 (www.djpromotion.com.pl)
KILJAŃSKI & THE NEW WARSAW TRIO – „Przybora” (BORZYM MUSIC POLSKA / FONOGRAFIKA)
Wszyscy doskonale znamy go z Kabaretu Starszych Panów (1958 – 1966), który tworzył z Jerzym Wasowskim. W tym roku przypada setna rocznica urodzin jednego z mistrzów słowa, poezji, aktorstwa, satyry Jeremiego Przybory. I właśnie z tej okazji Krzysztof Kiljański razem z The New Warsaw Trio (Rafał Grząka, Przemysław Skałuba, Konrad Kubacki) przypominają dziesięć utworów, do których teksty napisał Jeremi Przybora. Naturalnie wszystkie pochodzą z repertuaru Kabaretu Starszych Panów. Na wydawnictwo „Przybora” składa się kilka wyjątkowych elementów, które nadają przysłowiowego „smaczku” całości. Przede wszystkim od pierwszej do ostatniej piosenki nie usłyszymy perkusji. Tylko klarnet, akordeon, kontrabas i głos Krzysztofa Kiljańskiego, co już wprowadza słuchacza w nostalgiczny klimat piosenek. Następnie zaskakujące aranżacje wybranych kompozycji, pomysł ich realizacji razem z wykonaniem wzbogacone o radość współpracy między muzykami. Jak wiemy piosenki w Kabaretu Starszych Panów śpiewali nie tylko Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski, ale także cała plejada znakomitych polskich aktorów. Ich wykonanie było i jest mistrzowskie. Tym bardziej Krzysztof Kiljański miał nie lada wyzwanie, by nie być posądzonym o płytkie podejście do tematu. Erudycja słowa jaka jest w piosenkach Przybory, szacunek do całości jako piosenki było siłą motywującą dla wszystkich odpowiedzialnych za album „Przybora”. Kiljański udźwignął na swoich barkach utwory znane z wykonania m.in.: Wiesława Michnikowskiego (Addio,pomidory czy Smutny deszczyk), Kaliny Jędrusik (Bo we mnie jest sex oraz Na całej połaci śnieg) czy Ireny Kwiatkowskiej (No, co ja ci zrobiłem?).Od strony muzycznej mamy dostojne dźwięki i brzmienia spod znaku folk, elementów tradycji, pierwiastków jazzowych a czasami jest wyczuwalna lekka improwizacja. W historii polskiej piosenki kilku znakomitych artystów ma w swoim dorobku piosenki z tekstami Przybory m.in. Grzegorz Turnau, Lora Szafran, Janusz Szrom. Dziś dołącza do nich na pewno Kiljański & The New Warsaw Trio. Na koniec muszę wspomnieć o wadliwych aspektach związanych z albumem „Przybora”. Jego jednorazowość, krótka trasa koncertowa wynikająca z różnych planów artystycznych wszystkich muzyków i samego Krzysztofa Kiljańskiego oraz skromna tracklista, którą częściowo jestem w stanie zrozumieć. Ale mimo to, na taki bogaty repertuar Jeremiego Przybory oczekiwałbym więcej.
Autor: Arkadiusz Kałucki
—
ANNA OZNER – „…Gdy popłynę…” (ANNA OZNER)
Wokalistka, pedagog, aktorka, autorka tekstów, kompozytorka Anna Ozner dopiero teraz debiutuje pod swoim imieniem i nazwiskiem. Nie dlatego, że nie miała wcześniej możliwości czy okazji zaprezentowania własnych utworów. Nie. Powodów odkładania wszystkiego na później jest kilka by nie powiedzieć kilkanaście, ale tym moim zdaniem najważniejszym jest dojrzałość i świadomość tego co chcę przekazać w tekstach i muzyce potencjalnym odbiorcom. W biografii muzycznej i drodze jaką przeszła i nadal przechodzi Anna Ozner nie ma przypadku czy niepotrzebnych falstartów. Ma w swoim dorobku występy w teatrach w Chorzowie czy Warszawie. Udziały w programach telewizyjnych typu talent-show „Szansa na sukces”, „The Voice Of Poland”. Jest laureatką festiwali czy konkursów wokalnych m.in. „Pamiętajmy o Osieckiej”, „Tańczące Eurydyki”. Ma za sobą współpracę z Jerzym Satanowskim, Włodzimierzem Korczem, Olgą Bończyk czy ostatnio Mirosławem Czyżykiewiczem. Jej debiutancka EP’ka pt. „…Gdy popłynę…” to cztery utwory, gdzie trzy są zaśpiewane po polsku a jeden po angielsku. Teksty napisały same kobiety: Joanna Piwowar-Antosiewicz, Monika Urlik i sama Ozi aka Anna Ozner jak mówią do niej przyjaciele. Tematyka w nich poruszana to paleta nastrojów jakie nas ludzi dotyka, z jakimi musimy się zmierzyć. Jest mowa o frustracji, smutku, o wspieraniu drugiego człowieka, który jest nam bliski sercu. Znajdziemy wątek rozstania i powrotów, bycia na dobre i na złe, a jeżeli już się rozstaniemy to żeby nie palić mostów za sobą. Warstwę muzyczną jaką otrzymujemy na tej Ep’ce to przedsmak tego, co będzie na jej debiutanckim albumie. Mamy balladowo-rockowy drapieżny wręcz „feeling” z domieszką soulu, pop i drobinkami jazzu. I moim zdaniem jest to trochę za dużo jak na debiutancką EP’kę. Rozumiem, że trzeba pokazać szerokiej publiczności swoje umiejętności, fascynacje muzyczne, pasje i wszystko co mam najlepsze. Tylko burzy to pewien wyłaniający się obraz tekstowo-muzyczny z wydawnictwa „…Gdy popłynę…”. Duża porcja emocji wyrażanych w utworach o różnym natężeniu powinna znaleźć swoje odzwierciedlenie na całym krążku, kiedy jest to wszystko rozłożone, oddzielone i tworzy jedną opowieść. Bo tam brakuje kilku pomostów łączących zaprezentowane utwory. Czekam cierpliwie na płytę, która już jest podobno gotowa, tylko wejść do studia i nagrać. Wtedy zobaczymy w pełni jaką artylerię emocjonalną przygotowała Anna Ozner, o jakim kalibrze, charakterze, zasięgu.
Autor: Arkadiusz Kałucki
—
LION SHEPHERD – „Hiraeth” (MJM MUSIC PL)
Zespół założyli: Kamil Haidar (wokal, autor tekstów) i Mateusz Owczarek (multiinstrumentalista). Panowie wcześniej znani byli w kręgach o ciężkim gatunkowo brzmieniach. Ponadto udział w nagraniu płyty wzięli: Wojciech Ruciński i Sławek Berny. Nie sposób pominąć zaproszonych gości, a wśród nich znaleźli się Rasm Al. Mashan, Jahiar Azim Irani. Kamil i Mateusz tworząc Lion Shepherd stonowali swoje oblicze muzyczne na rzecz rocka o charakterze progresywności. Do tego wszystkiego dodali etniczność, word music, blues, orient i mamy coś innego na polskiej scenie muzycznej. Album „Hiraeth” po kilkukrotnym przesłuchaniu stwarza klimat magiczności, wielobarwności, którą nadają niewątpliwie instrumenty z różnych stron świata np. arabska lutnia czy hinduskie perkusjonalia. W tekstach poruszane są tematy wiary, Boga, drogi życiowej, wolności, mówią o tym co było i od czego człowiek nie ucieknie, ale ważne jest też to, co przed nami, optymizm, nasze życie, nasz świat może być lepszy. Grupa Lion Shepherd aktualnie jest w trasie koncertowej po Europie razem z innym polskim rockowym bandem Riverside, gdzie wszyscy promują swoje krążki. Na koniec należy się też kilka słów wyjaśnienia tytułu płyty Lion Shepherd. Słowo „Hiraeth” to oznacza tęsknotę, odejście, żal, nostalgię i jest słowem z języka walijskiego. Nagraniami pilotującymi wydawnictwo „Hiraeth” były : Fly On i Light out.
Autor: Arkadiusz Kałucki
—
PM 2 COLLECTIVE – „Bob z miasta Dylan” (PM 2 COLLECTIVE)
Trio z Bielska Białej w składzie: Piotr Wojtyczek, oraz bracia Marcin i Wojtek Mieszczak są polskimi przedstawicielami nurtów muzycznych americana, country. Ukazała się ich płyta „Bob z miasta Dylan” będąca „concept albumem”. To ważne w kontekście całego wydawnictwa i strony internetowej. Mamy bowiem do czynienia z nowoczesnym podejściem do promocji płyty, wykonawcy. To reakcja na nowinki technologiczne i wszechobecny internet. Na stronie internetowej zespołu PM 2 Collective znajdziemy opowiadanie, którego ilustracja jest w postaci piosenek. Dziesięciu kompozycji o bardzo ujmującej liryce(mogło by być troszeczkę lepiej), ze sporą dawką emocji i co ważne dojrzałym podejściu do tematu. To nie jest łatwa i lekka płyta. Jej trzeba koniecznie poświęcić czas, a ten jak wiemy jest w cenie. Ale proszę mi wierzyć, warto usiąść i wsłuchać się i w tekst i te dźwięki. Swoboda jaka płynie z kompozycji, bez niepotrzebnych ubarwień, doskonałe aranżacje otoczone prostą i skromną wrażliwością artystyczną są zawarte w brzmieniach znanym nam z folku, bluesa i najróżniejszym odmianom country. Głownie są ballady, ale jak trzeba to jest energiczniej . Płyta „Bob z miasta Dylan” jest do pewnego stopnia oddaniem pokłonu mistrzowi Bobowi Dylanowi, jego drodze muzycznej będącej nie raz krętej i zawiłej. Mam nadzieję, że PM 2 Collective nie będzie miało na swojej drodze ostrych zakrętów. Singlem promującym całość jest nagranie Dzika banda.
Autor: Arkadiusz Kałucki
—
„Music & DJ Raport” 10/2015 (www.djpromotion.com.pl)
WOJTEK PILICHOWSKI BAND – „Electro step” (FONOGRAFIKA)
Jest jednym z najlepszych gitarzystów basowych w naszym kraju. Jego muzycznymi wzorcami są Jan Borysewicz i Zbigniew Hołdys. Współpracował z takimi artystami jak m.in.: Chris De Burgh, Basia Trzetrzelewska, Enrique Iglesias, Natalia Kukulska(„W biegu”), Kasią Kowalską („Coś optymistycznego”). Jego fonograficzny debiut przypadł na rok 1994. Dziś Wojciech Pilichowski promuje swoja czternastą płytę pt. „Electro step”. Tak jak było to w latach 40 – 50-tych XX wieku, z udziałem publiczności w studiu na przysłowiowa setkę nagrał krążek w zupełnie nowym, świeższym brzmieniu niż dotychczas. To pokazanie, że jest on artystą nieustanie poszukującym i nie bojącym się nowych wyzwań w muzyce. Czternaście tracków wypełniających płytę „Electro step” to dobrze nam znane utwory Wojtka z jego poprzednich płyt w zaskakujących aranżacjach i nowej stylistyce. Ponadto, mamy kilka coverów, które pochodzą z repertuaru m.in. Kate Bush (Running up that hill”), Depeche Mode („Enjoy The Silence”). Wokalnie na płycie możemy usłyszeć Kasie Stanek, która dała się poznać z trzeciej edycji programu The Voice Of Poland. Miksem albumu zajął się legendarny producent Wojciech Olszak (Woobie Doobie Studio). Płyta „Electro step” jest troszeczkę takim podsumowaniem muzycznej kariery Wojtka Pilichowskiego, licząc od momentu ukazania się pierwszej płyty „Wojciech Pilichowski” (1994 r.) czyli ponad 20 lat temu. Gratulacje i życzę następnych udanych i owocnych 20 lat!
Autor: Arkadiusz Kałucki
—
ANETA FIGIEL – „Plan A” (REGIO RECORDS)
Jest tegoroczną debiutantką jeżeli chodzi o wydawnictwa płytowe, znaną wszystkim dobrze z programu telewizyjnego „Jaka To Melodia?” prowadzonego przez Roberta Janowskiego w TVP 1. Ponadto, ma w swojej biografii współpracę z De Mono, Bajm czy z Ryszardem Rynkowskim. Występowała w przedstawieniach muzycznych jak „Miss Sajgon”, „Chicago”, „Grease”. Ukończyła Akademię Jazzu i Muzyki Rozrywkowej w Katowicach. W 2003 r. wygrała program telewizyjny „Szansa na sukces” śpiewając utwór „Wiara” z repertuaru grupy Ira. Aneta Figiel swój debiutancki krążek nazwała „Plan A”. Dwanaście premierowych kompozycji jest autorstwa Anety, ale przy kilku z nich wsparcia udzielili jej Jarosław Kidawa, Marcin Kindla oraz Marcin Murawski producent płyty. To nie koniec miłych niespodzianek na płycie, bo swoją energię i talent dołożyli fantastyczni dżentelmeni z Atom String Quartet oraz sam Grzech Piotrowski. Album „Plan A” na pewno nie mieści się w mainstreamie. Tu muzyka koresponduje z tekstem i odwrotnie. W warstwie lirycznej są emocje, marzenia, poszukiwania nowych wyzwań, szukanie prawdy, zaglądanie nie tylko we własną duszę, bycie sobą. To także opowieść o cierpliwość w związku, wybaczaniu, wytrwałości, pozytywnym myśleniu w przyszłość, gdzie na końcu jest tabliczka z napisem – Miłość. Mocno filozoficznie refleksje przekazuje nam Aneta Figiel. I bardzo dobrze. Temu wszystkiemu towarzyszą niebanalne brzmienia od akustycznych do nieco mocniejszych akcentów. Ale usłyszymy na „Planie A” ukulele, flet, kontrabas, saksofon, trąbkę. Całość brzmi bardzo świeżo i co istotne niesie w sobie melodyjność kompozycji. Materiał doskonale nadający się do zagrania nie tylko w bardzo małych, klimatycznych klubach, gdzie odbiorca i artysta mogą nawiązać dialog między sobą. Ale także do zagrania w salach koncertowych. Dwa singlowe nagrania „Kahone” oraz „Love” promowały wydawnictwo Anety Figiel pt. „Plan A”. Jak przy każdej płycie zawsze znajdzie się coś, co może popsuć wrażenie jako całości. I nie mówię tutaj o czepianiu się dla zasady i szukaniu czegoś na siłę. Tylko o swoim wrażeniu, które od początku towarzyszy mi po przesłuchaniu wielokrotnym płyty. Oba singlowe nagrania nie pasują mi do całej opowiedzianej historii przez Anetę. Nie oddają klimatu i tego co znajdziemy w dalszej części płyty. O ile „Kahone” jeszcze mnie jakoś zaciekawiło to przy „Love” zniechęciło. Na szczęście są na początku płyty i dalej człowiek jest już zasłuchany. Może w przyszłości warto udostępnić mniej tracków na albumie. Lepiej żeby był lekki niedosyt z nadzieją i tęsknotą za następnym albumem, niż zniechęcenie na początku. No, ale to rzecz gustu. Kilka tygodni temu miałem przyjemność przeprowadzić wywiad radiowy z wokalistką Anetą Figiel. Wiem, że następny krążek będzie równie dobry i czekam na kolejną konstruktywna rozmowę, bo ma dziewczyna dużo do powiedzenia.
Autor: Arkadiusz Kałucki
—
BARTOSZ SŁATYŃSKI – „Mały ktoś”(MJM MUSIC PL)
Wokalista, multiinstrumentalista, autor tekstów i kompozytor Bartosz Słatyński to były lider zespołu Avalanche i muzyk zespołu Penny Lane. Aktualnie Bartosz promuje swój debiutancki krążek „Mały ktoś”, na którym znalazło się jedenaście utworów. Wszystkie utrzymane w rockowych brzmieniach bardzo mocno nawiązujących w swoim charakterze do brytyjskiej sceny muzycznej. I nie ma w tym nic dziwnego. Od samego początku Bartosz Słatyński jest fanem tamtej kultury muzycznej, co nie raz w ciągu swojej już dwudziestoletniej kariery artystycznej dał temu wyraz chociażby we wspomnianych zespołach. Płyta „Mały ktoś” jest nagrana na wzór koncept albumu. Jest swego rodzaju podsumowaniem jego kariery. Wszystko ma ręce i nogi. Płyta bardzo osobista. Warstwa tekstowa opowiada o tęsknocie za tym co już za nami, ale i ogromna radość z tego co tu i teraz. Mowa jest o dorastaniu, popełnianych błędach i ich konsekwencji. O niespełnionych miłościach, marzeniach, smutku i radości. Pełno jest kontrastów jak to w życiu bywa. Bardzo dużo zmian zaszło u Bartosza Słatyńskiego, gdy został tatą. To dzięki dzieciom jego życie zmieniło się o 360 stopni. Nabrał weny twórczej, werwy do działania i efekt tego mamy w postaci albumu „Mały ktoś”. Płyta w pierwszej fazie jest utrzymana w balladowym klimacie natomiast druga jej odsłona to już jest żwawiej, mocniej i soczyście. Najnowszy singiel promujący całość to kompozycja „Odkrywaj”. Wadą płyty jest to, że nie ma chociaż jednego utworu, który by był lokomotywa albumu. Wszystko jest równe. Na szczęście są koncerty, a tam to już jest inna bajka.
Autor: Arkadiusz Kałucki
—
SARSA – „Zapomnij Mi” (UNIVERSAL MUSIC)
Marta Markiewicz aka Sarsa może być jednym z objawień muzycznych mijającego 2015 r. Urodzona w Słupsku wokalistka jest także autorką tekstów, multiinstrumentalistką i kompozytorką. Brała udział w programach telewizyjnych typu talent-show: Must Be The Music, X-Factor i The Voice Of Poland. Tej jesieni dostarczyła w nasze ręce swój debiutancki album pt. „Zapomnij Mi”. Krążek zawiera dziesięć utworów będących wypadkową muzyki alternatywnej z nowoczesnym popem bliskim z UK. A na to wszystko miało wpływ obcowanie i wnikliwe zgłębianie tematów muzycznych i tekstowych w poezji śpiewanej, jazzie, rocku. Ta różnorodność muzyczna w życiu Sarsy pozwala dziś zgrabnie i płynie poruszać się po swoim muzycznym świecie jaki mamy na albumie „Zapomnij Mi”. Przy realizacji premierowego materiału Sarsę wspierali m.in. Tomasz Konfederak (Kasia Popowska, Maria Niklińska), Bartosz Wielgosz, Michał Matela. Nie sposób nie mieć skojarzeń możliwości wokalnych Sarsy z dokonaniami Florence Welch z Florence And The Machine czy Sia. Ma niską barwę głosu. Ale śpiewanie to nie jedynie zajęcie naszej debiutantki. Bo jest muzykoterapeutką i pomagającą dzieciom upośledzonym oraz relaksująca pacjentów u stomatologa autorską techniką terapii akustyczno-wibracyjnej. Zajmuje się również projektowaniem ubrań Fake Fashion by Sarsa oraz kontynuuje badania naukowe z zakresu kamertonoterapii. Singlami promującymi krążek „Zapomnij Mi” były „Chill”, dziś już mega-przebój „Naucz Mnie” oraz ten najnowszy „Indiana”, który otwiera premierowy materiał Sarsy. Równa płyta z jeszcze dwoma nagraniami mającymi potencjał hitu, trochę mało.
Autor: Arkadiusz Kałucki
—
„Music & DJ Raport” 09/2015 (www.djpromotion.com.pl)
MACIEJ MIECZNIKOWSKI & KRZYSIA GÓRNIAK – „Unfotgettable”(JRP Labadee / DUX)
Odważny, niecodzienny i ambitny krążek trafia w nasze ręce za sprawą dwójki artystów – wokalisty i gitarzysty Macieja Miecznikowskiego (ex Leszcze) i znakomitej gitarzystki jazzowej Krzysi Górniak. Oboje zmierzyli się z niełatwym materiałem muzycznym jakim jest twórczość Nat King Cola. Jest nie wielu artystów na świecie, którzy mają w swoim dorobku interpretację klasyki XX wieku (np. George Benson), bo tak należy rozpatrywać dorobek artystyczny mistrza łączącego jazz-swing-blues w jedną muzyczną perełkę. Album „Tribute to Nat King Cole”, to hołd złożony temu wybitnemu artyście. Dodam, że w tym roku przypada 50 rocznica śmierci tego wybitnego amerykańskiego pianisty jazzowego i wokalisty. Po raz pierwszy przeboje Nat King Cola jak „Unforgettable”, „Route 66” czy „When I Fall In Love” zostały zagrane na dwie i gitary plus wokal przy bardzo delikatnym i subtelnym wsparciu sekcji rytmicznej. Jak do tego wszystkiego dodamy niekonwencjonalne czy zaskakujące rozwiązania aranżacyjne całego materiału, to otrzymujemy pełnej świeżości, nowoczesności produkt, którym na serio możemy pochwalić się poza granicami Polski. Nie można tutaj pominąć udziału przy realizacji całości Pawła Pańty na kontrabasie, Adama Lewandowskiego na perkusji oraz Atom String Quartet. Krążek „Tribute to Nat King Cole” pełen romantycznych uniesień został moim zdaniem zagrany i zaśpiewany tak jak oczekuję od artysty mierzącego się z nagraniami zaliczanymi do klasyki. W jak najmniejszym stopniu przypominającym oryginał. Według swojego pomysłu, wyobraźni, wrażliwości a przede wszystkim szacunku i świadomości muzycznej co śpiewam. Maciej Miecznikowski i Krzysia Górniak z muzyczną dostojnością przypominają repertuar Nat King Cola zarówno z czasów kiedy zaliczany był do czołówki jazzowych artystów jaki i jego późniejsze osiągnięcia, gdzie swing stał się dla niego ważniejszy. Płyta „Tribute to Nat King Cole” to bardzo spokojna i nostalgiczna podróż do lat 40 i 50-tych XX wieku w jak najbardziej jazzowych nutach. Pierwszym singlem promującym krążek jest nagranie Unforgettable.
Autor: Arkadiusz Kałucki
—
HONORATA SKARBEK – „Puzzle” (UNIVERSAL MUSIC)
Honorata Skarbek to jedna z najpopularniejszych polskich Artystek młodego pokolenia, która podobnie jak Dawid Kwiatkowski swoją popularność zawdzięcza przede wszystkim internetowi. Niemal każdy z jej teledysków obejrzało po kilka milionów internautów. Niektóre stacje radiowe w minionych latach uwzględniły na swoich playlistach kilka singlowych propozycji od Honoraty Skarbek – „Nie powiem jak”, „Sabotaż”, „Lalalove”, „Runaway”. Aktualnie Honorata jest w trakcie promocji swojej trzeciej płyty pt. „Puzzle”. Dla przypomnienia jej poprzednie dwa krążki to „Honey” i „Million”. Nowy album zawiera 11 utworów o bardzo różnorodnej tematyce muzycznej i tekstowej. Jedno jest pewne, tytuł „Puzzle” jest adekwatny do tego co znajdziemy na wspomnianej płycie. Wszystko układa się w jeden obraz. Cały materiał powstawał na przestrzeni ostatnich dwóch lat, które dla Honoraty były pełne skrajnych emocji, ale także owocne w poznawaniu nowych miejsc czy ludzi. Trzeba wspomnieć, że trzeci album jest inny od dotychczasowych, gdzie elektronika zeszła na dalszy plan i jest dodatkiem. To nowy rozdział w karierze muzycznej Honoraty Skarbek. Jednym z nagrań promującym album była piosenka „Damy radę”, do której tekst napisał jeden z najbardziej utytułowanych polskich autorów tekstów, Marek Dutkiewicz (m.in. Budka Suflera, Lombard, Varius Manx, Lady Pank, Urszula). Pozostałe singlowe nagrania to „GPS”, „Naga”. Jest jednak jedna prawidłowość, która powtarza się od początku działalności artystycznej naszej młodej gwiazdy. Całkiem dobrze odnajduje się w repertuarze balladowym. I ja osobiście tutaj bym widział dalszy rozwój jej kariery. Może album z akustycznymi i romantycznymi songami? Zobaczymy jak odnajdzie się w nowej muzycznej rzeczywistości Honorata Skarbek i czy ten ruch przyniesie jej jeszcze więcej fanów niż do tej pory.
Autor: Arkadiusz Kałucki
—
NUN ELECTRO – „Thunder”(NUN ELECTRO)
W 2015 r. Magdalena Ka – vokal, Olaf Ka – produkcja muzyczna, syntezatory obchodzą 15-lecie swojej działalności artystycznej. Powiedzieć, że ich kariera przebiega po wyboistej drodze to za mało. Nie wchodząc w szczegóły wspomnę, że od początku wyprzedzali swoimi muzycznymi pomysłami znaczną część ówczesnych zespołów, co utrudniało im promocję w szeroko rozumianych mediach. Powód? Coś nowego, nieznanego, obcego i niezrozumiałego wtedy oznaczał marginalizację. Magda i Olaf niejednokrotnie zmieniali nazwę swojego projektu muzycznego a czasami powoływali do życia nowy by móc przebić się do świadomości szerokiemu odbiorcy. Ich wysiłek w odniesieniu sukcesu dostrzegli np. Szwedzi, którzy zaproponowali im kontrakt płytowy. Koncertowali po Niemczech, Anglii, Szwecji a w Polsce sporadycznie. Takim narodem jesteśmy „Cudze chwalicie, swego nie znacie”. Na pewno pomysłów im nie brakuje i doskonale są zorientowani w tym co aktualnie dzieje się na scenie elektronicznej, klubowej i naturalnie electro. Nun Electro to aktualnie obowiązująca nazwa, pod którą Magdalena Ka i Olaf Ka funkcjonują, ale skład został uzupełniony o mario_bong13 – instrumenty klawiszowe, programowanie, grafika oraz Sosna – bas. To pozwoliło już zespołowi rozwinąć skrzydła i poszerzyć możliwości w procesie kompozycyjno -brzmieniowym a także koncertowym. Nie ma co się oszukiwać, że wizualizacje towarzyszące występom Nun Electro nadają utworom dodatkowego znaczenia a nawet je wzmacniają. Ep’ka „Thunder” jest powrotem po kilkuletniej przerwie i zawiera cztery wersje utworu Thunder w tym jedna zaśpiewana po polsku, trzy wersje nagrania You boy, gdzie możecie mieć skojarzenia z pewnym etapem kariery muzycznej Kylie Minogue oraz utwór Everywhere I go. Na całokształt twórczości Nun Electro miało i ma nadal wpływ kilku dżentelmanów, których po dziś dzień podziwia cały świat: Gary Newman (od nazwiska zaczerpnięta jest nazwa zespołu Nun Electro), David Bowie (okładka Ep’ki inspiracja albumem mistrza „Aladdin Sane”) czy Giorgio Moroder (ojciec chrzestny „disco”), a z zespołów to przede wszystkim Joy Division, New Order, Depeche Mode, Erasure, Gus Gus, Underworld. Muzycznie bardzo mocno odczuwalne są inspiracje latami 80-tymi XX wieku, gdzie połączone z brzmienia new wave, acid house, electro pop, neo pop ze szczyptą psychodelicznej elektroniki dostarczają nam nie lada atrakcji dźwiękowej. To doskonały materiał dla didżejów tylko szkoda, że nie ma kilku remiksów o różnym charakterze brzmieniowym np. progressive-house, minimal, nu disco. Wtedy byłaby szansa na odkrycie nowych obszarów, gdzie Nun Electro na pewno by nie zawiodło swoich odbiorców. Jeżeli jest ktoś chętny podjąć temat remiksu dla Nun Electro znajdziecie ich w sieci bez problemu. Ja mam nadzieję, że teraz zespół będzie już miał swoją tożsamość, bo talentu, wytrwałości i pomysłów im nie brakuje. Ep’ka „Thunder” jest pierwszym krokiem by nic nie zmieniać a tylko ulepszać w swojej twórczości.
Autor: Arkadiusz Kałucki
—
„LEGENDY POLSKIEJ GITARY” (REGIO RECORDS)
Nie przypominam sobie takiego wydawnictwa, gdzie na jednym krążku mamy najlepszych polskich gitarzystów, którzy w znaczący sposób wpłynęli na brzmienie i charakter naszej rodzimej sceny muzycznej. Są tu m.in.: Jan Borysewicz, Dariusz Kozakiewicz, Ryszard Sygitowicz, Jarosław Śmietana, Grzegorz Skawiński, Jerzego Styczyńskiego, Adama Otręby.
Kompilacja „Legendy Polskiej Gitary” może być wskazówką dla młodego pokolenia muzyków, które dopiero zgłębia tajniki grania na gitarze, instrumentu będącego symbolem rock’n’rolla, co i jak powinno brzmieć. Ogromny entuzjazm towarzyszący ukazaniu się tej kompilacji wśród wspomnianych gitarzystów zaowocował, że każdy dostarczył utwory, które sam wybrał, będące ich wykonaniami w ramach wielkich legendarnych zespołów, z którymi działali. A Dariusz Kozakiewicz zaproponował nigdzie wcześniej nie publikowane nagranie, nagrane pod szyldem własnego nazwiska.
Autor: Arkadiusz Kałucki
—
KAMI – „Whenever you go” (FLOWERS RECORDS)
Kami to pseudonim artystyczny Kamili Abrahamowicz-Szlempo. Jest utalentowaną wokalistką, instrumentalistką i pochodzi z Prudnika. Aktualnie, większość swojego życia spędza w Bydgoszczy. W nasze ręce trafia debiutancki krążek Kamili pt. „Whenever you go”, który jest kwintesencją dotychczasowych jej muzycznych inspiracji, fascynacji muzycznych. To jednocześnie wyrażenie siebie, swojego indywidualnego języka muzycznego jakim Kamila planuje komunikować się ze słuchaczami. Jedenaście kompozycji wypełniające album, to utwory pop nasycone jazzowym charakterem wzbogacone delikatną elektronikę, skrzypce czy gitarę akustyczną. Jak dla mnie to świetna muzyka tła do małego, kameralnego klubu jazzowego. Drugim moim spostrzeżeniem jest potencjał jaki niesie ze sobą zarejestrowany materiał do improwizacji podczas koncertów. Tutaj widzę szansę na powiększenie jeszcze grona odbiorców. Wadą płyty jest pewna przewidywalność na jaką natrafimy. Nic nowatorskiego, zaskakującego. To dobrze i solidny nagrany album ale nic poza tym. Przy drugim albumie chciałbym usłyszeć oprócz tożsamości jaką nam zaproponowała Kamila więcej pewności siebie, charyzmy i fantazji. Teksty na krążek „Whenever you go” napisała sama artystka. Płytę promuje nagranie Złudzenie”.
Autor: Arkadiusz Kałucki